Sytuacja dość zawiła, niemalże jak jedna z tych historii, których to można doszukiwać się w "Modzie na sukces". A jak wiadomo, tam trudno dociec kto jest kim i jakim cudem główny bohater teleportował się w zalewdwie kilka sekund na drugi koniec kraju. Tak i my całkowicie i kompletnie niespodziewanie znaleźliśmy się w ubiegły weekend w "Pełną Parą". Warto tutaj znaznaczyć, że ja całkiem osobiście i totalnie we własnej osobie musiałam przeforsować na szybko pomysł pojawienia się na warszawskiej Woli. W przeciwieństwie naraziłabym nas na jedzenie kurczaków z popularnej sieciówki, o zgrozo!
Nie ma co ukrywać, nie pojawiłam się w tym miejscu po nic innego jak tylko po to, by skosztować dim sum'ów- tradycyjnych chińskich pierożków gotowanych na parze. Jednak zanim zabraliśmy się za jedzenie, zamówiliśmy kawę. I tutaj ciężko doszukiwać się tradycji, bynajmniej tej chińskiej. W każdym razie nie można zapominać o ciasteczku z wróżbą, które chyba zawsze będzie wywoływać pozytywne emocje, nawet jeśli nie wiesz co autor Twojego przeznaczenia miał na myśli.
Potem przyszła zupa. Konkretnie jedna kremowa tajska zupa z trawą cytrynową i krewetkami. Ja zdecydowałm się na pozostanie bierną obserwatorką, która jednak nie dotrwała do końca w tym postanowieniu. Zjadłam resztki. Tak wiem, że to nie ładnie! Ale to i tak chyba jeden z moich mniejszych grzechów, więc nie przejmuję sie nim za zbytnio. Zupa faktycznie ma mocny aromat trawy cytrynowej. Jak dla mnie był on na tyle silny, że zjedzenie 1/3 porcji było całkiem wystarczające. Ostała mi się jedna krewetka, która jak się okazało, była aż jedną z dwóch, które znalazły się w miseczce. I może nawet nie miałabym nic przeciwko, bo przygotowana była naprawdę odpowiednio, tak udzielanie informacji klientowi pojawiające się w nazwie dania, uważam za mylące. Na pierożki nie czekaliśmy zbyt długo, ale w tym momencie razem z naszym zajęte były jedynie chyba tylko cztery stoliki. Jak dla mnie nic dziwnego, bo i ja dopiero robiłam sie głodna. Obydwoje zdecydowaliśmy się wybrać po mix'ie, czyli pół na pół. W moim koszu znalazły się dim sum'y z dynią i orzechami oraz z wieprzowiną i selerem naciowym. Drugi kosz wypełniły pierożki z krewetkami i makaronem sojowym oraz z kurczakiem i grzybami.
Każda porcja to dziesięć małych dim sum'ów, które od pierwszego momentu, czyli od chwili kiedy kelnerka przynosi kosz do stolika i odkrywa go, cieszą oko swoim wyglądem. W zależności od rodzaju nadzienia pierożki mają inny kształt, kolor, a także grubość ciasta. Z pewnością cieńsze są te wypełnione mięsem. Jednak najbardziej cieszą wzrok te kolorowe. W mojej porcji znalazły się właśnie takie- pomarańczowe, czyli te z nadzieniem z dyni i orzechów. Jedzenie ich sprawiło mi z jednej strony najwięcej kłoptu, ale i zarazem najwięcej frajdy. Wilgotne i ciężkie pierożki z dość niestabilnym w swojej konsystencji nadzieniem, co i raz wyślizgiwały mi się z pomiędzy pałeczek. I tu czas na śmiechy, chichy i oklaski! Farsz wydał mi sie być momentami mdławy. Jak dla mnie kilka rodzynek wiecej załatwiłoby sprawę. Moimi faworytami stały sie dim sum'y z wieprzowiną i selerem naciowym. Nadzienie było niezwykle delikatne, co mnie bardzo zaskoczyło. Do tego zwarte, dzięki czemu dużo łatwiej było zajadać pierożki no i co najistotniejsze- aromat selera naciowego, którego osobiście po prostu nie lubię...był zaledwie lekko wuczuwalny. Doskonałe! Miałam też możliwość spróbowania pierożków z drugiej porcji. Te z krewetkami wydały mi się być zbyt jednolite w smaku- sama krewetka niemalże. Choć z kolei to właśnie je zdecyduje się polecić mój brat. Zaś te z kurczakiem i grzybami ja polecę jako bezpieczny wybór tzn. jeśli ktoś nie przepada za intensywnymi smakami i aromatami, te pierożki nie zaskoczą go niczym, a powinny posmakować. Są lekkie i delikatne.
Wnętrze "Pełną Parą" urządzone jest powiedziałabym, w stylu "pokolenie Ikea". Warto jednak zauważyć, że to bar przynajmniej z nazwy, wobec czego ten klimat bynajmniej moich oczu nie wykuł. Lokal podzielony jest na dwie części, po środku znajduje się po części odsłonięta kuchnia. Takie rozwiązanie pozwala nam na podglądanie tego jak zostają przyrządzane nasze potrawy. Ciekawym rozwiązaniem z pewnością jest menu, które wypisane jest na dużym lustrze. Oczywiście to tylko podpowiedź, bo kiedy siądziemy przy stoliku, dostajemy do dyspozycji kartę dań. Nikt nas nie pospieszał, dziwnie na nas nie patrzył, obsługa taka jaką lubię. Sporym minusem, szczególnie tamtego deszczowego dnia, okazała się być lokalizacja. Mam tu na mysli problem z parkingiem. Jeśli będziecie mieć szczęście, może uda Wam się zaparkować auto pod samym wejściem. W przeciwnym razie szczęścia należy szukać w bocznych uliczkach.
I cóż, wyszliśmy zadowoleni i najedzeni. Ja nawet miałam problem z dokończeniem swojej porcji, choć początkowo wydawało mi się, że te dziesięć pierożków to przecież pikuś! Miejsce polecam, szczególmnie osobom, które dim sum'ów jeszcze nigdy nie próbowały oraz tym, którzy mają ochotę na smaki kuchni chińskiej w zdrowym wydaniu. Ja osobiście z przyjemnością do "Pełną Parą" wrócę, bo nie spróbowałam przecież jeszcze wszystkich smaków gotowanych na parze pierożków, a także nie zaliczyłam żadnego deseru, co przyznam- niezwykle mnie boli!
Zamówiliśmy:
- Espresso
- Latte
- Pierożki na parze mix z wieprzowiną i selerem naciowym oraz z dynią i orzechami
- Pierożki na parze mix z krewetkami i makaronem sojowym oraz z kurczakiem i grzybami
Suma= 65zł
Pełną Parą- dim sum bar
ul. Sienna 76
Warszawa
Zaparkować na Siennej to jak wygrać w totolotka :)
OdpowiedzUsuńZjadłabym takiego pierożka i z pewnością przy najbliższej okazji tam wparuję :)
Pozdrowienia ślę wielką parą :)
Kto wyszedł zadowolony I najedzony ten wyszedł :-P
OdpowiedzUsuńZ tego co kojarzę to po 5 minutach uciąłeś sobie drzemkę i zapomniałeś o kurach z frytury :P
Usuń